Harry Potter - 2009-04-12 11:31:51

*** CZĘŚĆ DRUGA ***

ES: Czy gdy Syriusz został wrobiony w śmierć Pettigrew i tych mugoli, to rzeczywiście się wtedy roześmiał czy było to coś zmyślonego, żeby ukazać go w jeszcze gorszym świetle?

JKR: Czy rzeczywiście się roześmiał? Tak, tak właśnie zrobił. Wiem to, bo takiego właśnie go stworzyłam. Syriusz, jest kimś, kto w pewnym sensie zawsze balansuje na krawędzi, nigdy nie odnieśliście tego wrażenia? Jest – jakby to ująć - nieprzewidywalny. Naprawdę lubię jego postać, jak  i wiele innych osób. Ciągle mnie pytają, kiedy on wróci [śmiech]. Ale Syriusz ma swój słaby punkt – już to kiedyś omawiałam – pewien rażąco słaby punkt. Wyobrażam sobie Syriusza jako postać, której rozwój został w pewnym momencie zatrzymany, bo przecież spędził prawie całe swoje dorosłe życie całkiem odizolowany w więzieniu.

Myślę, że widać to na przykładzie jego relacji z Harrym w „Zakonie”. Widzi w Harrym odzwierciedlenie Jamesa - traktuje go jak swojego najlepszego przyjaciela, natomiast Harry pragnie widzieć w nim ojca, którego nigdy nie miał. Syriusz nie był w stanie mu tego dać.
Śmierć Jamesa całkowicie zniszczyła Syriusza psychicznie. Harry i Syriusz są bardzo podobni pod jednym względem – dla obu przyjaciele stali się rodziną. Więc James stał się dla Syriusza jak brat, a dla Harry’ego rodziną stali się Ron i Hermiona. Znalazłam kiedyś dość interesujące komentarze – chyba na stronie MuggleNet - których autorzy pisali coś w stylu: „Nie mogę zrozumieć, dlaczego Harry tak krzyczał na Hermionę i Rona, to znaczy, ja czasem krzyczę na moich rodziców, ale nigdy nie krzyczałbym w ten sposób na najlepszych przyjaciół” – tylko że, na kogo innego Harry miałby krzyczeć? Ci młodzi ludzie po prostu nie byli w stanie sobie wyobrazić, jaki Harry musiał być wtedy samotny. Tak czy inaczej teraz odbiegłam jakieś sto mil od Syriusza.

Więc ten śmiech… to już go zwyczajnie nie obchodziło, była to reakcja człowieka, któremu już po prostu na niczym nie zależy. Owszem – roześmiał się. Wiedział już, co utracił na zawsze i że już nic mu do stracenia nie pozostało. To nie był przecież śmiech radości. Pettigrew, któremu w pewnym sensie Syriusz i James zawsze patronowali, któremu pozwolili zadawać się i włóczyć ze sobą, okazał się lepszym czarodziejem niż im się zawsze wydawało, lepszym na pewno w ukrywaniu swoich sekretów.

MA: Powiedziałaś wcześniej, że podczas pisania szóstego tomu coś sprawiło ci piekielną radość. Czy pamiętasz może co to było?

JKR: O Boże. [chwila ciszy, gdy Jo się zastanawia]. Co to było? Wiem na pewno, co bardzo mnie ubawiło – pamiętacie, jaj Luna komentowała mecz Quidditcha? [Śmiech] Tak, to chyba było właśnie to. Pisanie tego sprawiło mi naprawdę wielką radość.

To był mój ostatni mecz Quidditcha. Wiedziałam już w tamtym momencie, że po raz ostatni będę opisywać mecz Quidditcha. Będę z wami szczera, mecze Quidditcha były zmorą mojego życia od czasu pierwszej książki. Były koniecznością, bo oczywiście ludzie oczekiwali, że Harry będzie grał w Quidditcha, ale jest przecież ograniczona liczba sposobów, w jaki można opisywać tę grę i trudno było ciągle wymyślać coś nowego. I wtedy mnie oświeciło. Pomyślałam, że Luna będzie komentować mecz i uważam, że był to świetny pomysł. Był to na pewno komentarz w moim stylu, gdy oglądam jakiś mecz, ponieważ jestem… [śmiech]. Tak czy inaczej to właśnie było to.

MA: To było naprawdę śmieszne. Ona jest bardzo zabawna.

JKR: Tak. Uwielbiam Lunę.

ES: Dlaczego Dumbledore pozwalał Irytkowi pozostać w zamku?

JKR: Nie mógł go usunąć.

ES: Ale to Dumbledore, on przecież umie zrobić wszystko!

JKR: Nie, nie nie nie nie. Irytek jest jak pryszcz na nosie. Próbujesz go usunąć a on i tak wyskoczy w innym miejscu. Więc po tobie. Jeśli masz Irytka to po tobie...

ES: Ale Irytek jest posłuszny Dumbledorowi…

JKR: Niby.

MA: Niby?

JKR: Tak. Irytka można porównać do źle działającej instalacji w bardzo starym budynku, a zważywszy, że Dumbledore jest znacznie lepszy w naprawach niż większość ludzi, może sprawić, że Irytek będzie „działać” lepiej przez parę tygodni, ale w końcu i tak zacznie „przeciekać” na nowo. Ale czy naprawdę byście chcieli żeby Irytek zniknął? Tak uczciwie?

MA: Gdybym była na miejscu Harry’ego pewnie bym chciała, ale jako czytelnik uważam, że dostarcza nam dużo rozrywki, a najbardziej podobał mi się, gdy zaczął wypełniać polecenie Freda i Georga pod koniec piątego tomu.

JKR: Tak, to było zabawne, też mi się to podobało. Było naprawdę satysfakcjonujące. [śmiech]

ES: Kiedy wszedłem na forum po ukazaniu się piątej części, znalazłem tam mnóstwo wpisów, "Irytku, zrób jej piekło w naszym imieniu". Wszyscy uwielbiają to zdanie.

JKR: [Śmiech] Tak, Umbridge jest naprawdę nieznośną postacią.

MA: Czy ona żyje dalej zwyczajnie w czarodziejskim świecie?

JKR: Tak, wciąż pracuje dla Ministerstwa.

MA: Czy będziemy mieli okazję ją jeszcze zobaczyć? [Jo przytakuje] Potwierdziłaś to ze złośliwym uśmiechem.

JKR: Tak, mam zbyt dużo frajdy w dręczeniu jej, by nie zrobić tegoo jeszcze przed zakończeniem całej serii.

ES: Zwycięzca konkursu MuggleNet ”Zapytaj Jo”, 22-letni Asrial, pyta: „Gdyby Voldemort spotkał bogina, to jaką formę by on przybrał?”

JKR: Voldemort najbardziej obawia się śmierci, haniebnej śmierci. Mam przez to na myśli, że dla niego śmierć sama w sobie jest hańbą. Uważa, jak zapewne wiecie, że jest to wstydliwa ludzka ułomność. Więc największy strach odczuwa przed śmiercią. Ale jak by pokazał to bogin? Myślałam o tym, bo wiedziałam, że zadacie mi to pytanie.

ES: Zwłoki?

JKR: Taka była też i moja konkluzja, zobaczyłby siebie martwego.

ES: Tak szybko jak tylko stało się jasne, że to pytanie zwycięży zacząłem dostawać tuziny e-maili od ludzi, którzy pisali, że nie ma sensu zadawać tego pytania, bo odpowiedź na nie jest zbyt oczywista. Tylko, że wszyscy mieli odmienne zdanie co do tego, jaka miałaby być ta oczywista odpowiedź. Niektórzy byli pewni, że będzie to Dumbledore, niektórzy, że Harry, a niektórzy, że to właśnie śmierć. A w związku z tym, co zobaczyłby, gdyby stanął przed zwierciadłem Ain Eingarp?

JKR: Siebie samego, w pełni władzy i nieśmiertelnego. Właśnie tego pragnie najbardziej.

ES: A co zobaczyłby Dumbledore?

JKR: Nie mogę odpowiedzieć.

ES: A jaki byłby bogin Dumbledora?

JKR: Na to również nie mogę odpowiedzieć, ale podpowiem, że - aby móc wysnuwać jakieś teorie na ten temat, radzę przeczytać jeszcze raz tom szósty. Tam znajdziecie odpowiedź.

MA: A gdyby Harry spojrzał pod koniec szóstej części w zwierciadło Ain Eingarp, to co by w nim ujrzał?

JKR: Zobaczyłby Voldemorta pokonanego, uśmierconego na zawsze. Bo przecież wie już teraz, że nie będzie mógł nigdy spocząć, jeśli to się nie dokona.

ES: Czy ostatnim słowem siódmej części wciąż jest „blizna”?

JKR: W tym momencie tak, ale zastanawiam się czy w istocie tak pozostanie.

MA: Czy może próbowałaś już jakichś innych wersji tego ostatniego zdania?

JKR: Właściwie to jeszcze fizycznie się do tego nie zabrałam. Ale tak, owszem, myślałam o tym. Na pewno jest jeszcze wiele innych rzeczy wymagających zmiany. Nie są to bardzo znaczące sprawy, ale od dawna wiem się, że będę musiała jeszcze nad nimi popracować.

MA: Jak czujesz się z tym, że rozpoczynasz pisać ostatnią część serii?

JKR: To mnie naprawdę przeraża. To już 15 lat, jesteście to sobie w stanie wyobrazić? Niewątpliwie jeden z najdłuższych związków w moim dorosłym życiu.

MA: Czy już zaczęłaś pisać?

JKR: Tak. Ale patrząc realnie, nie sądzę, żebym zdołała rozpocząć prawdziwą pracę nad książką aż do przyszłego roku [czyli 2006 – przyp. Media Rodzina]. Spodziewam się, że to właśnie w przyszłym roku napisze tę książkę w całości. Ale już zaczęłam i robię małe postępy, dopisując coś co chwilę, gdy tylko mam czas. Ale wiecie, jaka mała ciągle jest Mackenzie [córeczka Jo], widzicie, że jestem mamą małego dziecka i na pewno będę chciała jej poświęcić tyle czasu, ile poświęciłam Davidowi, a jest to mniej więcej cały rok niczym niezmąconego czasu ze mną. No a potem wezmę się znowu ostro do pracy.

ES: Co skłoniło ludzi do nazywani Voldemorta „Tym-którego-imienia-nie-wolno-wymawiać” i „Sam-Wiesz-Kim”?

JKR: Takie przypadki już się przecież zdarzały w historii — pewnie wy to wiecie, ale dla tych, co nic na ten temat nie wiedzą, to niektóre imiona w pewnych cywilizacjach stają się tabu i jest to ich cecha wspólna. W Afryce żyją plemiona, gdzie imiona nigdy nie są używane. Twoje imię jest świętą częścią ciebie samego i jesteś przedstawiany jako syn tego-i-tego, jako brat tego-i-tego. Ludzie nadają sobie takie pseudonimy, bo wierzą, że ich imię może być wykorzystane przeciwko nim w magiczny sposób. To jak część twojej duszy. To jest potężne tabu w wielu kulturach i wielu wierzeniach. A z takich bardziej prozaicznych przykładów, to przytoczę jeden z Londynu, z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. A mianowicie była tam para gangsterów nazywanych Bliźniacy Kray. Ludzie nie wymawiali nazwiska Kray. Po prostu trzeba było je przemilczeć, nie rozmawiać o nich, nie wspominać ich, ponieważ mogła cię spotkać za to bardzo brutalna i krwawa kara. Myślę, że jest to imponująca demonstracja siły, siły która może zmusić ludzi, by nie wymawiali twojego imienia. Świetnie uzmysławia również, jak głęboki jest poziom strachu, jaki jesteś w stanie zasiać. To na pewno nie jest coś, co należałoby podziwiać.

ES: Czy przyczyniło się do tego jakieś konkretne wydarzenie?

JKR: Z Voldemortem? To odbywało się stopniowo. Zabijał i robił mnóstwo innych okropnych i złych rzeczy. W rozdziale „Prośba Lorda Voldemorta”, kiedy przychodzi z powrotem do szkoły prosić o posadę nauczyciela, możemy odnieść wrażenie, że przeszedł daleką drogę przez czarną magię i już wtedy wielu ludzi zdecydowało się nie używać jego imienia. Potem zaprzestano wymawiania go całkowicie –nie dotyczyło to oczywiście Dumbledore’a i ludźi, którzy byli ponad przesądami.

MA: Mówiąc o światowych wydarzeniach…

JKR: Rozdział pierwszy?

MA: Tak, rozdział pierwszy i pewne bieżące wydarzenia, szczególnie czterech ostatnich lat. Terroryzm i temu podobne, czy miały one wpływ na twoje pisanie, czy ukierunkowały je w jakiś sposób?

JKR: Nie, nigdy świadomie. To znaczy, nigdy nie pomyślałam, „teraz jest czas na książkę: Harry Potter po 11 września", nie. Ale to, co robi Voldemort, pod wieloma względami nosi znamiona terroryzmu i to było dla mnie jasne przed 11 września [zamach w Nowym Jorku]. Zeszłej nocy miałam rozpocząć czytanie [w związku z akcją „nocne czytanie HiKP w zamku”] od rozdziału pierwszego. To znaczy tak miało być aż do 7 lipca [zamachy w Londynie]. Wtedy stało się dla mnie jasne, że będzie to wysoce niestosowne, by czytać fragment o mugolskim premierze, który mówi o masowych atakach na mugoli. Byłoby to po prostu nieodpowiednie. I wtedy postanowiłam zmienić plan i zacząć czytanie od wizyty w sklepie z gadżetami Weasleyów, co ma wymiar raczej symboliczny, ponieważ w pewnym momencie Harry mówi do Freda i Georga, „Mam przeczucie, że już nie długo wszystkim nam przyda się trochę śmiechu”. Wszystko się ze sobą powiązało.

ES: Czy tiara przydziału kiedyś się pomyliła?

JKR: Nie.

ES: Naprawdę?

JKR: Mm-mm. A co macie jakąś teorię związaną z tym?

ES: Słyszałem mnóstwo teorii.

JKR: [śmiech] Nie wątpię w to. Ale nie. [śmiech] Przykro mi.

MA: To interesujące, bo to sugerowałoby, że głos wydobywa się bardziej z wnętrza głowy danej postaci niż z wnętrza tiary…

JKR: [robiąc tajemniczy odgłos]

MA: Więc być może tiara przemawia w imieniu…

JKR: …założycieli we własnej osobie.

MA: To interesujące. Jak dużą rolę odegrają oni w części siódmej?

JKR: Jakąś na pewno, co mogliście sami odgadnąć pod koniec części szóstej. Jest tyle rzeczy, o które ja chciałabym was zapytać, ale to wy jesteście tu po to, żeby pytać mnie, więc kontynuujmy [śmiejąc się].

ES: Wiem, że jesteś pytana o to w każdym wywiadzie, ale czy wielkość książki zmieni się jakoś?

JKR: Siódmej? Na pewno będzie krótsza niż „Zakon”.

ES: Znacznie krótsza?

JKR: Nie wiem i to jest szczera prawda. Mam zarys siódmego tomu, który nie jest jeszcze na tyle dokładny, by określić jego dokładną wielkość. Wiem, co się wydarzy, znam już dokładnie całą historię, ale jeszcze nie doszłam do momentu, w którym byłabym w stanie powiedzieć: „Spodziewajcie się 42 rozdziałów” albo „Mam już zaplanowane 31 rozdziałów”. Po prostu jeszcze nie wiem.

MA: R.A.B.

JKR: Och, dobrze.

[ogólny śmiech.]

JKR: Nie, naprawdę się cieszę, że o to pytacie! Słucham zatem?

MA: Czy jesteśmy w stanie wydedukować, kto to jest, z tego co wiemy do tej pory?

[JKR zrobiła wyjątkowo złośliwą minę]

JKR: A czy macie jakieś teorie?

MA: Doszliśmy do Regulusa Blacka.

JKR: Doprawdy?

MA: Aha.

[Śmiech.]

JKR: No więc, myślę, że byłby to, hmm, ciekawy pomysł…

ES: Jeśli miałabyś okazję, by napisać którąś część jeszcze raz, to co byś zmieniła i dlaczego?

JKR: Są takie fragmenty w każdej z sześciu książek, do których chciałabym powrócić i coś w nich uściślić. Mam wrażenie, że „Zakon ” jest trochę zbyt długi, ale kto podjąłby się wyzwania, by wskazać fragment, który nadawałby się bezwzględnie do wycięcia? Są miejsca, które bym skróciła trochę, patrząc na nie z perspektywy czasu, ale nie zredukowałoby to znacznie objętości, bo uważam, że wszystko co tam jest, jest niezbędne. Jednym z powodów, dlaczego „Zakon” jest taki obszerny, jest fakt, że musiałam Harry’ego dużo przemieszczać pod względem fizycznym. Były miejsca, istotne miejsca, w których Harry nigdy przedtem nie był i oczywiście to wymagało opisów na wielu stronach — trzeba go było przenieść w te miejsca i zabrać stamtąd. Było tam więcej opisów zdarzeń, które działy się poza Hogwartem niż w którejkolwiek z dotychczasowych książek. I to tak naprawdę ciągle zwiększało jej objętość.

ES: Czy są jeszcze jakieś fakty, które mogłabyś ujawnić teraz, już po ukazaniu się szóstej części?

JKR: Bardzo trudno jest mi wskazać na coś konkretnie, ponieważ uważam, że fakty te nie są aż tak znaczące. W sumie nikt z nas nie jest w stanie tego ocenić. Nawet ja, dopóki nie skończę siódmej części, nie będę w stanie powiedzieć, czy dana informacja mogła być ujawniona, by nie zepsuć wam przyjemności czytania, czy akurat tego czy innego faktu wcale nie musiałam przemilczeć. I myślę, że nawet ja nie mogę dokładnie tego przewidzieć, aż do ukazania się ostatniego tomu.

MA: Teraz kiedy Dumbledore’a już nie ma, czy kiedykolwiek dowiemy się, co to było za zaklęcie, które rzucił na Voldemorta w Ministerstwie?

JKR: Uuummm...[wydaje dziwny odgłos ]

ES: Trzeba tu odnotować, że z jej ust wydobył się tajemniczy odgłos…

[ogólny śmiech, szczególnie Jo]

JKR: Tak to możliwe, możliwe, że dowiecie się tego. Dowiecie się — [pauza] — Dowiecie się znacznie więcej o Dumbledorze. Musze być teraz bardzo ostrożna z tym.

MA: Czy dostaniemy książkę tylko o Dumbledorze? Na przykład coś w rodzaju historii jego życia?

ES: Prosimy!!!

JKR: Och, dobrze niech więc będzie.

[Ogólny śmiech.]

ES & MA , przybijając piątkę: TAK!

JKR: To nie był wiążący kontrakt! [Śmieje się]

MA: Nie, nie, to była ustna umowa – gdzie jest Neil [prawnik pani Rowling]?

[Śmiech]

ES: No więc, ilu jest czarodziejów?

JKR: Na świecie? Oh, Emerson, nie jestem zbyt dobra z matematyki.

ES: A na przykład w stosunku do Mugoli…

MA: Albo, powiedzmy, tylko w samym Hogwarcie.

JKR: Dobrze, Hogwart. W porządku. Z Hogwartem był jeden problem. Zanim skończyłam pisać „Kamień Filozoficzny”, kiedy dopiero gromadziłam materiały, czyli przez około siedem lat - pomiędzy pomysłem na serię a faktycznym początkiem jej wydania – stworzyłam sobie 40 dzieci, które dostają się na rok razem z Harrym. Byłam bardzo zadowlona, że to zrobiłam, ponieważ okazało się to bardzo przydatne. No więc miałam te 40 ucieleśnionych postaci. I, oczywiście, nigdy nie przestałam wymyślać nowych. Wiedziałam, kto jest na roku, wiedziałam, kto jest przydzielony do którego z domów, znałam ich pochodzenie i na temat każdego z nich miałam przygotowanych parę osobistych szczegółów. Więc było ich 40, ale nigdy nie myślałam, „To tyle, to są już wszyscy na jego roku”. Byłam potem pytana kilka razy, ilu jest w końcu tych uczniów i ponieważ liczby nie są moją mocną stroną, jedna część mojego mózgu wiedziała, że na pewno jest to 40 na roku, a inna mówiła mi, „Och, około 600 w całej szkole brzmi dobrze”. Wtedy ludzie zaczęli się zastanawiać i mówić: „Więc skąd ta reszta dzieci, gdzie one śpią?” [śmiech] Mieliśmy z tym mały problem. Ale trzeba pamiętać, że magia jest niezwykła. Chciałabym podać dokładna liczbę, choć jest to raczej nie możliwe. Ale jeśli założymy, że wszystkie dzieci z magicznymi zdolnościami są wysyłane do Hogwartu, a oprócz tego jest jeszcze ta nieliczna populacja czarodziejów, którzy wybrali życie mugolskie, więc dojdą jeszcze te dziwne dzieci, których rodzice nie chcą posłać do Hogwartu, ale 600 dzieci w całej Wielkiej Brytanii to i tak dość mała liczba. No, i jest jeszcze przecież ten smutny świat dzieci, jakimi byli Filch i Figg, które są zawieszone pomiędzy społecznością mugoli a czarodziejów. Oczywiście są jeszcze niektóre rodzaje magicznych stworzeń, które mogą być przez niektórych postrzegane jako ludzkie, więc to naprawdę podbija naszą liczbę. Powiedzmy zatem: 3 tysiące [teraz już nie w szkole ale w całej Brytanii].

MA: Dużo miałaś zabawy, pisząc o tych wszystkich romansach w szóstej części?

JKR: Oj, mnóstwo. A co, nie widać tego?

MA: Widać.

JKR: Tak, to bardzo ważne, że możemy obserwować, jak nasi bohaterowie zakochują się, co jest nieodzowną częścią życia. Co sądzicie o tych romansach?

[Melissa unosi w górę swoje kciuki i uśmiecha się szeroko…]

JKR: [Śmiech] Dobrze, bardzo się cieszę.

ES: Wydaje nam się, iż to, że Harry i Ginny, jak również Ron i Hermiona zostaną parą właśnie w tej części, było bardziej oczywiste niż kiedykolwiek, — mimo, że uważamy, iż uczyniłaś to wystarczająco jasne w poprzednich pięciu tomach...

JKR: [wskazując na siebie, szepcze] Ja również!

ES: Co to było?

JKR: [już na głos] Ja też tak sądzę!

[ogólny śmiech]

ES: Ci, co tworzyli teorie na temat Harry’ego i Hermiony, są szaleni!

JKR: Nie, nie powiedziałabym, że są szaleni, Emerson! Są oni wciąż wartościową grupą moich czytelników, więc wolałabym nie używać słowa „szaleni”. [Śmiech] Ale powiedziałabym, że spadł mi z serca pewien ciężar, teraz, gdy już zrobiło się jasne, że to będzie jednak Ron i Hermiona. Mam nadzieję, że ucięłam wszystkie spekulacje tych, którzy wbrew wszystkiemu łudzili się, że to jednak będzie Harry.

[ogólny śmiech]

JKR: Robiłam bardzo wyraźne aluzje na ten temat. I nawet jeśli te delikatne wskazówki nie zostały przez niektórych dostrzeżone w „więźniu Azkabanu”, to już te, których dostarczyłam, kiedy doszliśmy do Hermiony i Kruma w „Czarze Ognia”, były naprawdę trudne do przeoczenia...
Ron. W tej części świetnie się bawiłam przy pisaniu o nim. Ubawiło mnie pisanie o relacji Rona i Lavender, ponieważ Ron, wkraczając w ten związek był pod wieloma względami niedojrzały, a już na pewno w porównaniu do dwójki swoich przyjaciół. Odczuwał więc ogromną potrzebę zaprezentowania się w oczach Hermiony jako ktoś bardziej wartościowy. Niekoniecznie chodzi mi tu o fizyczne doświadczenia - po prostu musiał udowodnić, że dorósł emocjonalnie do związku i rzeczywiście zrobił pod tym względem duży postęp. Przeżył już związek, w który był zaangażowany wyłącznie fizycznie, nie psychicznie, i teraz jest gotowy na prawdziwe zobowiązania, bo powiedzmy to sobie szczerze - nigdy nie był zbytnio zaangażowany w stosunku do Lavender.
Teraz już doskonale zdaje sobie sprawę z tego, czego tak naprawdę pragnie, co pozwala mu zrobić duży emocjonalny krok na przód.

ES: Teraz zatem ma trochę więcej wrażliwości niż mieści się w łyżeczce do herbaty? Teraz możemy mówić o łyżce stołowej?

JKR: O tak. [Śmiech]

JKR: Myślę, że wszyscy, którzy ciągle jeszcze snują dywagacje na temat Harry/Hermiona, nawet po przeczytaniu tej części są…

ES: [szeptem] …szaleni!

JKR: Aj - nie! Ale z pewnością będą musieli przeczytać dokładniej szósty tom.

ES: Dziękuję.

JKR: Tak.

MA: To naprawdę…

JKR: …ułatwi wam życie?

[razem]: Tak, tak.

JKR: Tak właśnie myślałam.

MA: Muszę powiedzieć, że miałem nadzieję, że to wyjdzie na jaw we właśnie taki, dobitny sposób, bo wiele z tych osób, co rozsiewało plotki o Harrym i Hermionie w internecie, było mocno uprzedzonych do Rona i mocno mu się od nich oberwało.

JKR: Tak, zdawaam sobie z tego sprawę i czułam się dość dziwnie, czytając na ten temat.

MA: Co czujesz, gdy widzisz, że ktoś wyraża nienawiść w stosunku do postaci, którą ty osobiście uwielbiasz?

ES: Lub vice versa.

JKR: Czasami mnie to bawi. Naprawdę. Ale gdy niektórzy układają całe poematy na temat Draco Malfoya (w listach do mnie), to czasami zaczyna mnie to nawet niepokoić. Staram się wyraźnie podkreślić różnicę pomiędzy Tomem Feltonem (grającym postać w filmie), który jest przystojnym chłopcem, a Draconem, który niezależnie od tego, jak wygląda, nie jest miłą osobą. To może romantyczne, ale i niezdrowe zarazem. I dlatego martwię się o te młode dziewczyny, przysięgające dozgonne oddanie tej, raczej mało pozytywnej postaci. Parę razy musiałam odpisać dość ostro, „Musisz jeszcze raz dobrze przemyśleć swoje priorytety”. [Śmiech]

ES: Szaleni!

JKR: Oh, znowu to twoje słowo!

JKR: Jak się nazywa ten dział na twojej stronie, w którym zamieszczasz najbardziej absurdalne listy, które otrzymujesz?

ES: Ściana Wstydu?

JKR: Tak, Ściana Wstydu. Ja też bym mogła mieć taką ścianę na swojej stronie. Mogłabym publikować tam wszystkie najbardziej niedorzeczne listy, jakie otrzymuję.

MA: Jakiego rodzaju listy?

JKR: Bardzo podobne do tych, które wy zamieszczacie u was, na Ścianie Wstydu. Od zwykłej zniewagi po czystą nienawiść. Mogę powiedzieć, że to niestety w ludzkiej naturze. Tego nawet nie pisze młodzież czy dzieci. Te listy otrzymuje od dorosłych ludzi. I doprowadza mnie to do śmiechu. Na głos. To chyba ty, Emerson, napisałeś na swojej stronie: „Proszę, nie próbujcie mi przysyłać tych głupich maili, bo skończycie na Ścianie Wstydu”. No ale, czy nie taka jest ludzka natura? Czasami wydaje mi się, że ci ludzie konkurują ze sobą, by się tam znaleźć, by wszystkim okazać swoją czystą pogardę. [Śmiech]

ES: Szaleni, jak mówiłem! To jest moje słowo dnia.

[Śmiech]

MA: Chciałabym jeszcze na moment powrócić do Draco.

JKR: OK, dobrze, porozmawiajmy o Draco.

MA: Był niewątpliwie fascynujący w tej części.

JKR: Cieszę się, że tak wam się wydaje, ponieważ podzielam wasze zdanie. Draco mocno dojrzał w szóstym tomie. Miałam na ten temat interesującą dyskusję z moją redaktorką, Emmą, właśnie na jego temat. Powiedziała mi: „Więc Malfoy zna oklumencję, hmm, to ciekawe!” - czego oczywiście Harry nigdy tak naprawdę nie opanował i raczej zaprzestał starań, by tego dokonać. I zaczęła rozważać, czy Draco naprawdę powinien być w tym taki dobry. Ja jednak myślę, że Draco powinien być bardzo utalentowany w tej dziedzinie magii, w przeciwieństwie do Harry’ego. Problem Harry’ego polegał na tym, że nigdy nie potrafił ukryć swoich emocji i że w pewnym sensie jest zbyt wyniszczony psychicznie. Ale jest jednocześnie bardzo świadomy swoich uczuć związanych z przeżyciami z przeszłości. Nie tłumi tego w sobie. Jest w stanie szczerze się z nimi zmierzyć, stawić im czoło. Nie musi tłumić ani swoich uczuć ani wspomnień. Zawsze widziałam Dracona jako kogoś zdolnego do uporządkowania swojego życia i swoich emocji. I zawsze tak robił. Zagłuszał więc swój żal, co umożliwiało mu swobodne znęcanie się nad innymi. Zagłuszał również swoje współczucie — bo jak inaczej mógłby stać się śmierciożercą? Stłumił zatem właściwie wszystko to, co było w nim dobre. A później zaczął już „grać w dużej lidze”. I nagle, od słowa do słowa, został wciągnięty w poważne rozgrywki i to już było przerażające. I myślę, że jest to odwzorowanie schematu obrazującego, w jaki sposób ludzie wkraczają na złą ścieżkę, a następnie zbyt późno zdają sobie sprawę z tego, w co tak właściwie wdepnęli. No cóż, ja oczywiście wiedziałam, że taki los go czeka. Współczuje Draconowi niezależnie od tego, jak wredny potrafił być.
I Harry nie myli się, sądząc, że Draco nigdy nie zabiłby Dumbledora, co staje się oczywiste od momentu, gdy zaczął opuszczać swoją różdżkę tam na wieży, kiedy sprawy zaczęły wymykać się spod jego kontroli.

ES: Czy Dumbledore zaplanował swoją śmierć?

JKR: [Pauza] A nie wydaje wam się, że to jest właśnie jedna z największych hipotez?

MA & ES: Tak to niewątpliwie jest jedna z największych hipotez.

JKR: [Pauza] No więc zostawię ten temat otwarty. [Z lekkim uśmiechem] Nie mam zamiaru odbierać wam nadziei.

MA: I to prowadzi nas z powrotem do pytania czy Snape jest potrójnym agentem...

JKR: [Śmiech] A może poczwórnym...

MA: …czy może to wszystko było zaplanowane w ten sposób już od momentu, gdy Dumbledore zdobył informacje o poczynaniach Draco. I być może dyskutowali o tym ze Snapem: „musisz zachowywać się tak, jakby to wszystko było z twojej inicjatywy, musisz po prostu ruszyć naprzód i mnie zabić, bo jeżeli tego nie zrobisz, umrze Draco i - jest jeszcze Wieczysta Przysięga, więc także ty umrzesz”…

JKR: - Tak, załapałam do czego zmierzasz… A zatem - jest to tor myślenia, który pozostawiam całkowicie otwarty... ogólnie rzecz biorąc, ucinam tylko te spekulacje, które są całkowicie bezproduktywne i do niczego nie prowadzą. Na przykład, gdy ludzie spędzają godziny, by udowodnić, że Snape jest wampirem, wtedy czuję, że to właściwy moment na to, by wkroczyć, bo naprawdę nie ma żadnych, ale to żadnych dowodów na poparcie tego typu teorii.

ES: Tak się dzieje, kiedy szuka się temu podobnych rzeczy…

JKR: Tak, wiem. Dzieje się tak, gdy przeczytało się to samo miejsce w książce po raz piętnasty i zaczyna się dostrzegać wskazówki, że to właśnie Snape jest Panem Ciemności. Zdarzają się zatem spekulacje, które musze uciąć, byście nie marnowali czasu na tego typu teorie, bo są ciekawsze rzeczy, nad którymi można się zastanawiać i nawet jeśli nie są do końca prawdziwe, na pewno doprowadzą was do czegoś o ciekawszego. Tak przynajmniej uważam.

ES: Jakie pytanie chciałabyś mieć dziś zadane najbardziej i jaka jest na nie odpowiedź?

JKR: Mmm — [długa pauza] — dobre pytanie. O co bym chciała być zapytana? [Pauza] Dzisiaj, konkretnie dzisiaj, 16 lipca, naprawdę miałam nadzieje, że ktoś spyta mnie o R.A.B. i tak się stało.

MA: Czy jest coś jeszcze, co powinniśmy wiedzieć w związku z nim?

JKR: Są sprawy, które będziecie mogli wydedukować z dalszej lektury. Jestem pewna, że wam się to uda. Naprawdę miałam nadzieję, że R.A.B "wypłynie”.

MA: Jeśli dobrze pamiętam to czy Regulus został zamordowany przez Voldemorta?...

JKR: Syriusz powiedział, że nie był dość ważny, żeby być zamordowanym przez samego Voldemorta, pamiętacie?

MA: Ale to wcale nie musi okazać się prawdą, jeśli [R.A.B.] napisał do Voldemorta osobistą notatkę.

JKR: To wcale nie musi oznaczać, że Voldemort zabił go osobiście, ale Syriusz podejrzewał, że Regulus wdepnął trochę za mocno. Zupełnie jak Draco. Na początku dał się wciągnąć, ale wizja tego czym miał się zająć, okazała się z czasem zbyt przytłaczająca.

Oh, a co myślicie o parze Lupin/Tonks?

ES: To było…

MA: …dość zaskakujące!

ES: Ja byłem zaskoczony, ale nie zszokowany.

JKR: Racja.

MA: A ja myślę, że byłam jednak trochę zszokowana.

JKR: Ktoś… i nawet nie wiem czy to nie było na jednej z waszych stron - prawie spadłam wtedy z krzesła, nie mogłam w to uwierzyć… - Ktoś napisał w komentarzach do jakiejś teorii „Och nie, Tonks nie może poślubić tego i tego (już nawet nie pamiętam, o kogo wtedy chodziło), bo Tonks będzie z Lupinem i będą mieli mnóstwo małych, mieszanych wilkołaczków” - w każdym razie coś w tym stylu.

MA: Widziałam to!

JKR: Naprawę? Więc to było na TLC?

MA: Tak sądzę — bez obrazy [do Emersona], ale nie mam z reguły czasu czytać komentarzy na MuggleNet...

JKR: Rozumiem, pewnie tak wiele osób pisze do was, że niemożliwe byłoby kontrolowanie też wszystkich innych stron.

ES: Jak często odwiedzasz fan sites?

JKR: Z tym jest naprawdę różnie. Kiedy moja strona nie jest aktualizowana, znaczy to zazwyczaj, że ciężko pracuję lub zajmuję się dziećmi i po prostu nie mam czasu na Internet. Kiedy jednak już wejdę, to staram się od razu zaktualizować moją stronę. Więc na przykład FAQ i tym podobne działy staram się składać z poczty, którą dostaje od fanów; czerpię pomysły również z innych stron - to znaczy, że odwiedzam wasze serwisy, by sprawdzić, co fanów najbardziej ciekawi i na co bardzo chcieliby uzyskać odpowiedź. To jednocześnie fantastyczne jak i niekiedy frustrujące, co tam znajduję. Ale chcę, żeby było jasne, że nigdy nie pozostawiam swoich osobistych komentarzy, bo byłoby to niedorzeczne. Kiedyś weszłam jednak na czat na MuggleNet; to było naprawdę komiczne. Było to wtedy, gdy pierwszy raz odkryłam stronę MuggleNet i po prostu byłam ciekawa, co tam znajdę. Było to naprawdę zabawne. Zostałam potraktowana z otwartą pogardą. [Śmiech.] Mogę powiedzieć, że wtedy naprawdę się uśmiałam.

ES: Naprawdę chciałbym za to przeprosić…

JKR: Nie, nie, to nie było aż takie straszne, po prostu coś w rodzaju: „Tak, tak, zamknij się, ty nie jesteś tu stałym bywalcem, co ty w ogóle możesz wiedzieć?!”. Wyobrażacie sobie?! [Śmiech]



źródło: http://www.mediarodzina.com.pl/nowa/harry_potter/

Kancelaria Ultimatum oszuści