FORUM O HARRYM POTTERZE

Forum o Harrym Potterze

Ogłoszenie

UWAGA !Forum przeznaczone do wymiany poglądów. Zapraszam do zachęcania kolegów i koleżanek do rejestracji oraz udzielania się na forum !

#1 2009-04-12 13:25:34

Harry Potter

Nauczyciel http://www.hpschool.pl/zdjecia/Gryffindor.gif

Zarejestrowany: 2008-07-15
Posty: 163
Punktów :   

Apokalipsa w Dolinie Godryka (18+)

Gdy zabrzmiał głos pierwszej trąby wąż roześmiał się rozpaczliwie, mocniej ściskając ciało swojej ofiary. Zwierzątko wyrywało się rozpaczliwie a czerwone oczy, zaskakująco ludzkie błagały o litość. Nastąpił kres męczarni, martwe ciało opadło bezwładnie w wężowych splotach.
Wąż się śmieje
Następuje Apokalipsa.
Gdy zabrzmiał głos drugiej trąby, a blaszany kogut zawył boleśnie na dachu, czarna bestia upadła uciekając wśród płonących domów po rozżarzonym bruku. Z pyska ciekła piana a oczy dzikie- choć przepełnione ludzkimi emocjami- buchają nienawiścią i wściekłością. Bestia wie, że ktoś za nią podąża, bestia ucieka, kat wciąż jest za nią, i jest, i będzie i będzie
Kat zaciska palce na karku bestii
Następuje Apokalipsa
Gdy zabrzmiał głos trzeciej trąby masywne ciało złocistego jelenia zostaje przeszyte zatrutymi strzałami. Z ran wyciekają potoki zielonej od trucizny krwi. Zwierzę wije się w konwulsjach, upada, ryje pyskiem w ziemi, szarpie kopytami przepełnione wyciem powietrze. Gdy strzelec trafia w krtań miotającego się jelenia, zwierzę zastyga, a przez zastygłe oczodoły z wypalonymi oczami wycieka zielona trucizna.
Strzelec łamie kark ofiary
Następuje Apokalipsa.

Remus obudził się w środku nocy zlany potem. Powoli uspokoił oddech. Gdy jego wzrok przyzwyczaił się do ciemności, rozpoznał surowe ściany hotelowego pokoju i ciemne bryły masywnych mebli. Usiłował sobie przypomnieć swój sen. W myślach wciąż krążyły jedynie urywki obrazów. Gryzoń ginący w śmiertelnym zwoju, Czarny pies pochłaniany przez kata, jeleń zastygający pod strzałami łowcy. Coś, co cały czas odgrywało się na nowo, krążyło, powtarzało się raz po raz, póki nie odebrało mu całkowicie zmysłów, póki nie wił się skulony w kącie pokoju, póki ciągle żył. Nie potrafił kochać ni nienawidzić tych wizji, tego obrazu. Zbyt dawno je zlekceważył, zbyt późno zrozumiał. Zbyt gwałtownie dano mu poczuć, że każda wizja to czysta śmierć. Zbyt bliska. Zbyt bolesna. Nie dla ofiar- dla niego. Hotelowy pokój wprawiał Remusa w obrzydzenie. Ale tak bardzo nie chciał wracać do doliny Godryka, gdzie przez okno widać było jedynie gruzy, a dom wciąż pachniał ciepłą, poranną kawą, której nikt już nie wypije i nagrzanymi na słońcu dłońmi Syriusza. Pustka za oknem zbyt przypominała roześmianą twarz Lily i Jamesa tulącego żonę. Jak można było tam żyć? Jak umierać? Remus wymacał włącznik światła. Musiał zmrużyć oczy by powoli przyzwyczaić je do żółtego światła żarówki, po oplatającym mroku. Spał w ubraniu, więc nałożył jedynie brązowy wysłużony płaszcz i buty, a w rękę złapał szalik. Wziął ze stolika różdżkę by przeteleportować się do doliny Godryka. By powrócić do domu. By spojrzeć marom w oczy.

Gdy ucichły wszelkie trąby wielki srebrny wilk pojawił się na horyzoncie, jakby wracając po opuszczoną w panice zdobycz. Brodzi łapami w wodzie, wyszukując śladu zwierzyny, czy stada. Wyje żałośnie grzebiąc łapami w śniegu i zamarzniętej ziemi. Znajduje tylko kości, czaszki, strzępki skóry resztki upadłej godności. Strzyże uszami nasłuchując nawoływania. Cisza… tylko zawodzący wiatr, przepleciony z dawno zastygłym wyciem opuszczonego wilka, ze śmiechem dawno uśpionego węża
Wilk jest gotów na przyjęcie Apokalipsy
Której dawno już nie ma.

Remus powoli wyszedł na wielką polanę gdzie stały dwa małe domki. Taki zakątek w środku lasu to istny raj. Jednak to miejsce wyglądało mrocznie. Jeden mały domek był raczej resztkami budynku. Jedna ściana była wyburzona, z tej strony zapadł się również i dach. Pomimo łatwego dostępu żadni okoliczni rabusie nie wynieśli stamtąd mebli. Wciąż było widać duże lustro, połyskujące w ciemności przez dziurę w ścianie. Lupin poprawił szalik i ruszył przed siebie. W dolinie Godryka tego roku spadło dużo śniegu, tak że jego buty szybko przemokły, jednak nie zwracał na to uwagi. Przyśpieszył kroku. Jednak tuż przed progiem gwałtownie zwolnił. Wszedł bardzo powoli, rozglądając się. Ściany pokryte były czarnym osadem, lecz na meblach nie było śladu ognia. Sekretarzyk Lily wciąż stał przy lustrze. Remus odsypał z niego śnieg, który wpadł przez dziurę w dachu. Otworzył pierwszą szufladkę. Śnieg coraz gęściej zalepiał mu włosy, gdy stał i przeglądał drobiazgi należące do przyjaciółki. Parę kolczyków z zielonym oczkiem, tak cudownie pasujących do oczu Lily, kilka drobnych pamiątek, niebieską wstążkę do włosów i okulary Jamesa, z wybitym jednym szkłem. Remus przetarł drugie rękawem kurtki, a w jego oczach zaiskrzyły się łzy, gdy wręcz z czułością przecierał zalepione szkło. Znalazł także coś, co sprawiło, że łzy pociekły mu gorącą stróżką po policzku. Mały otwierany medalik, w środku którego było ich zdjęcie, na którym James trzymał Lily na rękach, a Syriusz pieszczotliwie targał włosy Lupina. Świat, który miał trwać wiecznie, chwila, która nie miała nigdy przeminąć. W sypialni stała mała kołyska, w którym niegdyś leżał kilkunasto miesięczny Harry. Duże łóżko z podartym baldachimem, na którym rozścielały się rdzawe plamy dawno zakrzepłej krwi. Walczyła, dzielna dziewczyna, przemknęło Lupinowi przez myśl, a każda niewypowiedziana głoska drażniła w gardle i piekła w oczach. James umarł przed domem, choć wiedział, że ich nie ocali. Chyba po prostu nie chciał, by żona widziała jego śmierć, nie chciał zginąć nawet nie próbując uratować rodziny. Zbyt bardzo ją kochał. Remus wyszedł przez tylne drzwi. Zimne powietrze znów go owiało, jednak nie przejmował się tym, kierując się w stronę drugiego domku. Od progu Remus poczuł uderzający zapach mielonej kawy- był pewny, że go poczuje, chyba Syriusz splątał go czarami z tym domem. Każdy pokój był zaniedbany- widać, że nikt dawno tu nie przychodził, podłogi pokrywała gruba warstwa kurzu. Powoli błąkał się między pokojami, łapiąc ostatkiem sił umykające z opustoszałego domu strzępki wspomnień. Śniadanie na werandzie przed domem, choinkę przystrajaną w salonie, zapach białej pościeli o poranku. Wciąż pamiętał każdy dźwięk za oknem, smak gorącej kawy, dotyk dłoni Syriusza na czole, gdy miał gorączkę, zapach jego włosów. Wszedł powoli do sypialni a w powietrze wbił się kurz osiadający na drzwiach. Remus wszedł ostrożnie i siadł na łóżku. Wtulił twarz w kołdrę, pragnąc odszukać choć odrobinę dawnego ciepła. Nadaremno. Zbyt wiele czasu stracił chowając się przed rzeczywistością w zimnym hotelowym pokoju. Bo chyba najokrutniejszym przeznaczeniem jest wciąż trwać, dźwigając na plecach brzemię pamięci. Pamięci o tych, których już nie ma. To chyba najcięższy los, jaki można dostać. Kiedy pragnie się wtulić w czyjeś ramiona a jedyne co możesz odnaleźć to gryzące w oczy zimowe powietrze. Tylko zimne powietrze.
Remus wyszedł z domu, w głowie kotłowały mu się te wszystkie obrazy. Położył się na śniegu, twarzą w stronę rozgwieżdżonego nieba. Leżał tak krzyżem, póki nie kucnęła przy nim drobna, kobieca postać, nie pomogła mu wstać i nie zabrała do domu.

Wilk przegrał z Apokalipsą

Dom dziewczyny był na szczęście ciepły, dodatkowo Remus otulony był grubym kocem a do picia dostał gorącą herbatę. Shaki siadła naprzeciwko Lupina i przyglądała mu się ze zmartwieniem
-Już dobrze?- spytała po chwili milczenia. Gdy przez dłuższy czas nie uzyskała odpowiedzi, wstała z fotela i kucnęła przed Remusem, opierając dłonie o jego kolana.
-Remus… chyba.. powinnam ci to oddać. Przyszło w paczce.. w paczce.. z Azkabanu- wymówienie tego zdania przyszło jej z dużą trudnością, wzrok miała spuszczony, utkwiony we własnych dłoniach. Jedną z nich sięgnęła do kieszeni, z której wyjęła maleńki srebrny wisiorek. Włożyła go Remusowi w dłonie. Ten na chwilę wstrzymał powietrze, zakrywając dłonią usta, krztusząc się własnym oddechem. Shaki widziała jak jego plecy drżą w nierównym rytmie. Mężczyzna otworzył dłoń, na której spoczywał mały, srebrny motylek wykładany szafirowymi oczkami. Syriusz starał się mieć go zawsze przy sobie. Syriusz musiał go oddać. On się nim zaopiekuje
-Taaak… zaopiekuje, zaopiekuje się- mruczał cicho, jak mantrę.
Kat łapie bestie za kark- z szyi zrywa szafirowego motylka.

Biała kotka liże rany, czyści zalepione krwią futerko, gdy zdaje się już dawno po ostatecznej bitwie.
Czwarta trąba rozbrzmiewa niespodziewanie. Kotka stroszy futro, syczy ostrzegawczo, wystawia pazury. Kocica gotowa jest zabić. Wielkie tresowane psy gończe otaczają ją, zbyt szczelnie by mogła uciec, jej zielone, pełne ludzkiej determinacji oczy błyszczą w ciemności. Pierwszy pies zaciska szczęki na grzbiecie kocicy, ta szarpie się długo, na oślep mieli pazurami powietrze. Cios w kark zabija. Zabita jak zwierze biała kotka osuwa się na zimną, lepką od krwi posadzkę
Psy gończe warują przy swojej zdobyczy
Apokalipsa jest wciąż w powietrzu

Remus zerwał się gwałtownie w środku nocy. Zbyt dobrze znał takie sny. Nawet nie trudził się z ubieraniem się. Wybiegł tak jak spał- w lnianych, jasnych spodniach i długim błękitnym swetrze. Bosymi stopami uderzał o wyziębły chodnik. Śnieg prawie parzył z zimna, lecz Lupin nie zwolnił. Czuł coraz większy ucisk w klatce piersiowej, z trudem wciągał zimowe powietrze. Gdy ulica się skończyła, a dalej rozpościerała się jedynie leśna dróżka nawet nie zwolnił, choć zbyt lekko okryte łydki piekły niemiłosiernie, a czucie w stopach powoli zanikało. Biegł, choć wydawało mu się, że stał w miejscu, że nigdy nie pojawi się przed nim wyjście na ośnieżoną polanę doliny Godryka. Z daleka dostrzegł wiszący w powietrzu nad domkami mroczny znak. Przyśpieszył, biegł szybko, jak tylko mógł najszybciej, upadał, potykał się, nie myślał, nie czuł, tylko ten przeraźliwy ucisk w gardle. Wróciła tu. Wiedział już, że wróciła. Znalazł ją na progu domu Jamesa i Lily. W około niej, na białym śniegu rozpościerały się czerwone plamy krwi. Shaki umierała długo i boleśnie. Remus podbiegł do niej, kucną przy konającej dziewczynie. Z ust ciekła jej krew, klatka piersiowa falowała w nierównym oddechu. Nie odważył się podnieść dziewczyny. Duża rana na karku sprawiłaby że kręgosłup dziewczyny od razu by się rozsypał. Shaki uśmiechnęła się, choć w oczach miała łzy
-Remus.. jak dobrze.. zdążyłeś.. dobrze.. zabrali..- mówiła cicho i powoli, zachłystując się krwią. Lupin pogłaskał ją po włosach
- Co zabrali? Spokojnie.. będzie dobrze..- szeptał, czując na twarzy jej coraz rzadszy oddech.
-Nie.. to koniec.. ja.. już nic nie czuje… nie mogę ruszyć… zabrali medalik..potrzebny.. pilnuj od Syriusza.. pilnuj szafirowego..- Remus rozpłakał się jak dziecko gdy oddech Shaki zastygł na jego policzku.
-Zrobię to, tak.. zrobię malutka.. już dobrze, Kociczko… Już dobrze. Tak zrobię, Shaki- mówił szeptem, kiwając się, trzymając w ramionach gasnące ciało dziewczyny. A śnieg zalepiał martwą dolinę Godryka. Dolinę Godryka, gdzie nie ma miejsca dla żywych, doliny, która stała się domem dla wspomnień. Teraz Remus musiał dowiedzieć się czemu Shaki zginęła i czemu broniła tego bezcennego medalika

A wilk znów przegrywał z Apokalipsą, wciąż i wciąż na nowo, krążyło, powtarzało się raz po raz, póki nie odebrało mu całkowicie zmysłów. Póki ciągle żył.

Cdn.


"(...) Harry siedział, wpatrując się w Snape'a i wyobrażając sobie najgorsze rzeczy jakie mogłyby mu się wydarzyć. Gdyby tylko wiedział, jak rzucić zaklęcie Cruciatus... Rozłożyłby go na podłodze i patrzył, jak miota się i dygoce (...)"

http://img113.imageshack.us/img113/9196/harryer8.gif

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Проживание Селси